W roku 1936 moi rodzice zostali zesłani do Kazachstanu, do miejscowości Michałówka. Panowały tam straszne warunki. Było bardzo zimno i bardzo biednie. Rodzice często głodowali. I właśnie tam, w 1947 roku przyszłam na świat. Księdza Władysława Bukowińskiego poznałam w 1954 roku. Pierwszespotkanie z Nim na długo utkwiło w mej pamięci. Pamiętam, że moja mama ubrała mnie w najładniejsze ubranie i wraz z innymi czekaliśmy na przybycie księdza. Ludzie przyjeżdżali z miejscowości oddalonych o 300 km, abyuczestniczyć we Mszy świętej. Ksiądz Władysław przyjechał ubrany w kufajkę, która miała za krótkie rękawy, więzienną czapkę, gumowe buty i cieniutkie spodnie. Pamiętam, że był to marzec i było bardzo zimno, ale pomimo tego ksiądz miał bardzo pogodną twarz i roześmiane niebieskie oczy.
Czuć było bijące od Niego ciepło i dobro. Wieczorem ksiądz Władysławudzielił mi sakramentu chrztu. Pamiętam, że przy chrzcie ksiądz nazwał mnie Lusia Tłustusia i mówił tak do mnie do końca swoich dni. W tamtych czasach nie wolno było oficjalnie odprawiać Mszy świętej, dlatego ksiądz Władysław odprawiał ją wieczorami w prywatnych mieszkaniach. Moj amama starała się być na każdej mszy. Pewnego razu przyniosła nam prezent od księdza Władysława – polski elementarz. Uczyliśmy się z niego wszyscy: mój brat, ja i wszystkie dzieci polskich sąsiadów.